WILGOTNY PORANEK
Nie wypada mi zakładać szkieł
wobec piękna wstyd porzucającego
Szaty rozmyte tumanem mgieł
widzisz z błyskiem podglądającego
Dziś pozbawiona liścia figowego
wspominasz i czekasz na osąd zbyteczny
U niego dostrzegasz coś miłego
nie przychodzi aby on był taki niegrzeczny
W jego oczach jesteś pięknem
on potrafi sięgać dalej poza marne odzienie
I nie musisz walczyć z tętnem
bo normalne i zwyczajne magiczne wtulenie
Jego nie ma już ulotnił się dyskretnie
możesz spojrzeć na swoje odbicie lustrzane
Delikatnie subtelnie wodzisz sekretnie
niewytartych myśli codzienne to wycieranie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz