JĘZYCZEK U(OD)WAGI
Miała dość i bladości i skostnienia -
może po tamtym lecie znowu się wzruszy?
Nowe dźwięki rozbujały pragnienia -
czuła bo ciało jest tylko narzędziem duszy.
Na szalę najmilszy czas położyła -
tę drugą przeznaczy na zbieranie odwagi;
Ambitne plany sobie wyznaczyła -
od bezsennych nocy z językiem ciszy do równowagi!
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
niedziela, 12 kwietnia 2015
chciej szukać skutecznie...
stary bruk od niepamiętnych czasów
prowadził amatorów runa do lasu
gdy z niego w gąszcz i chaszcze zboczyli
na ogromnej polanie jagody się mieniły
leśna głusza odegrała fantastyczną rolę
do improwizacji odsłaniając pole
obraz w ramach sosen niebotycznych
myśli zaplatał w koronach rozłożystych
piękne słowa ona do kosza wkładała
na wiele wierszy o miłości nazbierała
jego wzrok wlepiony w lasu rozmaite partie
zauważył w jej oczach "o ciebie się martwię"
stwierdziła, że nie w głowie mu borówki
przerażona krzyknęła "oblazły mnie mrówki"
wystraszyła tym samym samotnego kruka
a ten krążąc... czego on z zapałem szuka?
stary bruk od niepamiętnych czasów
prowadził amatorów runa do lasu
gdy z niego w gąszcz i chaszcze zboczyli
na ogromnej polanie jagody się mieniły
leśna głusza odegrała fantastyczną rolę
do improwizacji odsłaniając pole
obraz w ramach sosen niebotycznych
myśli zaplatał w koronach rozłożystych
piękne słowa ona do kosza wkładała
na wiele wierszy o miłości nazbierała
jego wzrok wlepiony w lasu rozmaite partie
zauważył w jej oczach "o ciebie się martwię"
stwierdziła, że nie w głowie mu borówki
przerażona krzyknęła "oblazły mnie mrówki"
wystraszyła tym samym samotnego kruka
a ten krążąc... czego on z zapałem szuka?
czwartek, 9 kwietnia 2015
Z UMIAREM
Życie ludzkie zaczyna się u podnóża
nie wiemy jeszcze dokąd pójdziemy
Celu szukamy drogą co się wydłuża
niepewność najpewniej osiągniemy
Przed nami zbocza stoją karkołomne
a w nas pragnienie zdobycia szczytu
Gdy poczynania są stałe i niezłomne
sięgniemy więc upragnionego błękitu
Przed nami piękno wokół roztoczone
pod nami przepaście i skały prastare
A coś doskonalsze myślenie złożone
z niezwykłym tam walczymy umiarem
Życie ludzkie zaczyna się u podnóża
nie wiemy jeszcze dokąd pójdziemy
Celu szukamy drogą co się wydłuża
niepewność najpewniej osiągniemy
Przed nami zbocza stoją karkołomne
a w nas pragnienie zdobycia szczytu
Gdy poczynania są stałe i niezłomne
sięgniemy więc upragnionego błękitu
Przed nami piękno wokół roztoczone
pod nami przepaście i skały prastare
A coś doskonalsze myślenie złożone
z niezwykłym tam walczymy umiarem
W GÓRY IDZIEMY...
GÓRY KOCHANE...
Poza dobrem i złem twoje góry
obojętne na radości i przykrości
Lecz coś ciągnie nas do natury
przemijanie wrażeń ich ulotności
Poza dobrem i złem góry dumne
wyniosłe majestatyczne chłodne
To w nich zamierają myśli bujne
przebijają się spokojne pogodne
Poza dobrem i złem góry i doliny
tkwiące pięknie w nieśmiertelności
Gościnne dla kochanej dziewczyny
gotowe(j) odbierać wyrazy miłości
GÓRY KOCHANE...
Poza dobrem i złem twoje góry
obojętne na radości i przykrości
Lecz coś ciągnie nas do natury
przemijanie wrażeń ich ulotności
Poza dobrem i złem góry dumne
wyniosłe majestatyczne chłodne
To w nich zamierają myśli bujne
przebijają się spokojne pogodne
Poza dobrem i złem góry i doliny
tkwiące pięknie w nieśmiertelności
Gościnne dla kochanej dziewczyny
gotowe(j) odbierać wyrazy miłości
środa, 1 kwietnia 2015
WILGOTNY PORANEK
Nie wypada mi zakładać szkieł
wobec piękna wstyd porzucającego
Szaty rozmyte tumanem mgieł
widzisz z błyskiem podglądającego
Dziś pozbawiona liścia figowego
wspominasz i czekasz na osąd zbyteczny
U niego dostrzegasz coś miłego
nie przychodzi aby on był taki niegrzeczny
W jego oczach jesteś pięknem
on potrafi sięgać dalej poza marne odzienie
I nie musisz walczyć z tętnem
bo normalne i zwyczajne magiczne wtulenie
Jego nie ma już ulotnił się dyskretnie
możesz spojrzeć na swoje odbicie lustrzane
Delikatnie subtelnie wodzisz sekretnie
niewytartych myśli codzienne to wycieranie
Nie wypada mi zakładać szkieł
wobec piękna wstyd porzucającego
Szaty rozmyte tumanem mgieł
widzisz z błyskiem podglądającego
Dziś pozbawiona liścia figowego
wspominasz i czekasz na osąd zbyteczny
U niego dostrzegasz coś miłego
nie przychodzi aby on był taki niegrzeczny
W jego oczach jesteś pięknem
on potrafi sięgać dalej poza marne odzienie
I nie musisz walczyć z tętnem
bo normalne i zwyczajne magiczne wtulenie
Jego nie ma już ulotnił się dyskretnie
możesz spojrzeć na swoje odbicie lustrzane
Delikatnie subtelnie wodzisz sekretnie
niewytartych myśli codzienne to wycieranie
Subskrybuj:
Posty (Atom)
tak właściwie to nawet nie żyła wspomnieniami
było minęło dokładnie się tamtego nie pamięta
gdy zajmujesz się wieloma ważnymi sprawami
często nie wiesz pewne rzeczy tylko od święta
wyglądasz atrakcyjnie nasłuchała się po uszy
uodporniła się na zewsząd płynące zalecanki
kochała z dzieciństwa huśtanie się na gruszy
wydoroślała lecz pozostał wdzięk od skakanki
któregoś dnia zauważyła go zachwyconego
jeszcze nie wiedziała czy i kim, zaciekawiona
była w nim autentyczność i coś przyjemnego
przez głowę myśl przeleciała kim nieznajoma
spojrzała mu w oczy przelotnie wystarczająco
odżyły uniesienia oddanie ukryte piękno ciała
i odpowiedziała skinieniem głowy potakująco